Jan
Maziejuk, jeden z najstarszych i najbardziej doświadczonych
słupskich fotoreporterów wydał swój trzeci album fotograficzny.
„Pałace i Dwory ziemi słupskiej” taki tytuł nosi ten album. We
wtorek w Słupskim Starostwie Powiatowym w Słupsku, które jest
współwydawcą albumu odbyła się jego prezentacja.
Pierwszy album, który dwa lata temu
wydał Maziejuk nosił tytuł „Tak to widziałem”. Znalazły się
w nim zdjęcia, którymi fotoreporter pokazał jak widział w czasie
swojej pracy Słupsk i Ziemię Słupską.
Drugi album „Dziecko” pokazuje
obraz dziecka na przestrzeni zawodowych lat Maziejuka.
- Dziecko to bardzo wdzięczny temat
do fotografowania – mówi Jan Maziejuk – Przez lata mojej pracy
zawsze na fotografii pojawiało się dziecko. Do albumu wybrałem
kilkaset zdjęć. Do druku poszło 180 fotografii przedstawiających
dziecko w różnych sytuacjach życiowych. Albumy zostały
przygotowane przez bydgoskie wydawnictwo „Unigraf” we współpracy
ze Starostwem Powiatowym w Słupsku.
Teraz pojawił się kolejny album w
którym Maziejuk prezentuje zabytki powiatu słupskiego.
- Przyznam się, że miałem bardzo
mało czasu na przygotowanie materiałów do tego albumu – mówił
na prezentacji Jan Maziejuk. - Zrobiłem samochodem ponad 780
kilometrów. Myślę, że gdybym miał więcej czasu i nie robił
zdjęć jesienią, a latem album wyglądałby całkowicie inaczej.
Miałem jednak okazję zobaczyć pałace piękne i zniszczone,
zadbane i opuszczone. Wile z nich udało się uratować, ale robiłem
także zdjęcia w miejscach, gdzie czas zatrzymał się
kilkadziesiąt lat temu. Dla mnie ważne jest to, że mogę pokazać
historię tego regionu. Tym bardziej, że wiele z tych zabytków
przeżyje nasze pokolenie.
Poniżej wywiad z Janem Maziejukiem
spisany w 2009 roku.
- Pamięta pan swoje pierwsze
zdjęcie?
- Oczywiście ze pamiętam. To była
piękna młoda dziewczyna, księgowa, której zdjęcie zrobiłem
jeszcze w Kamnicy. Udało mi się nawet ostatnio kupić gdzieś na
aukcji aparat fotograficzny, taki sam jakim wtedy robiłem to
zdjęcie. Zamieściłem tą fotkę w swoim ostatnim albumie, w którym
są zdjęcia z całego mojego zawodowego życia.
- Z tego co wiem, to przygoda z
fotografią rozpoczęła się całkowicie przypadkowo?
- Faktycznie w 56 roku przyjechałem na
Pomorze, dokładniej do Miasta w poszukiwaniu pracy. Pamiętam
jeszcze jak przez pierwsze dni błąkałem się po mieście bez pracy
i dachu nad głową. Udałem się więc do pobliskiego PGR.
Zaproponowano mi pracę przy wyrzucaniu obornika na pryzmy. Tyle
dobrego, że dostałem jeść i nowe ubranie. Wytrzymałem tylko
kilka godzin. Poszedłem do innej miejscowości, do kolejnego PGR. Tu
już pracowałem jako kierowca. Wytrzymałem ponad trzy miesiące.
Wtedy uśmiechnął się do mnie los i spotkałem dawną znajomą z
rodzinnych stron. Była w kadrze kierowniczej zakładu i
zaproponowała mi pracę kulturalno-oświatowego. Jednym z
obowiązków, które miałem wykonywać była dokumentacja
fotograficzna wydarzeń odbywających się w PGR. Tak się zaczęła
moja przygoda z fotografią. W swoim życiu robiłem wiele rzeczy,
pracowałem jako kierowca, jako mechanik, mistrz w fabryce obuwia i
rękawiczek. Zawsze jednak miałem przy sobie aparat i zawsze robiłem
zdjęcia. Myślę, że w samych negatywach mam ponad 20 tysięcy
zdjęć, choć przyznam się, że może być ich o wiele więcej.
- Słyszałem jednak, że był czas,
kiedy zajął się pan filmem, a nie fotografią? Długo trwała ta
przygoda?
- Pod koniec lat sześćdziesiątych
kupiłem małą, amatorską kamerę filmową. Zrobiłem nią około
30 filmów, które z resztą do tej pory mam w domu. Przestałem
zajmować się filmem, bo na wywoływanie kliszy filmowej czekało
się wtedy około 7-do 8 miesięcy. To było dla mnie o wiele za
długo. Ja chciałem już teraz na miejscu widzieć efekty swojej
pracy. Dlatego zostałem przy fotografii.
- Dzisiejsza fotografia jest całkiem
inna od tej sprzed 30 lat. Na czym polega różnica?
- Tu nie chodzi tak na prawdę o
fotografię ale o społeczeństwo. Kiedyś ludzie byli bardziej
otwarci, chętni do mówienia, opowiadania o sobie, pokazywania się.
Nie bali się obiektywu, tym bardziej, że było to dla nich coś
nowego. Dzisiaj ludzie ciągle się spieszą, nie mają na nic czasu.
Poza tym dzisiaj każdy może robić zdjęcia, bo jest nieograniczony
dostęp do sprzętu. Teraz nawet jak bym bardzo chciał, nie uda mi
się zrobić takich zdjęć jak kiedyś. To już całkiem inny świat.
- Ale fotografuje pan aparatem
cyfrowym. Analogowa fotografia poszła już w zapomnienie?
- To, że pracuję cyfrówką
podyktowane jest tylko i wyłącznie ekonomią. Wywoływanie filmów,
negatywy, to wszystko kosztuje. Do cyfry wystarczy kupić tylko kartę
pamięci i można zrobić kilka tysięcy zdjęć. Przyznaję jednak,
że zdjęcia cyfrowe nie mają duszy. Są płaskie, bez trzeciego
wymiaru. Bez takiej swoistej głębi, którą można było zobaczyć
w zdjęciach analogowych. Czasami jeszcze pracuję negatywem, ale
bardzo rzadko.
- Żałuje pan jakiegoś ujęcia,
którego nie udało się sfotografować?
- Myślę, że całej mojej pracy było
dużo takich ujęć. Ale opowiem o jednym z ubiegłego roku. Na
spacerze w lesie widziałem jak jastrząb porywa młodego zająca.
Miałem przy sobie aparat gotowy do zdjęć. Zamiast tego jednak
postanowiłem pobiec i uratować tego zająca. Udało się i jastrząb
porzucił swoją ofiarę. Nie zrobiłem jednak żadnego zdjęcia i
czuję, że nigdy więcej na takie ujęcie nie trafię. Nie żałuję
jednak tej decyzji.
Hubert Bierndgarski
pahaoo.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz